Gdy św. Paweł Apostoł z towarzyszami w czasie pierwszej podróży misyjnej dotarli do Antiochii Pizydyjskiej i weszli do synagogi – usłyszeli wezwanie: Przemówcie, bracia, jeżeli macie jakieś słowo zachęty dla ludu (Dz 13, 15). Świat wciąż czeka na słowo Boże, i na zachętę ze strony tych, których Jezus wybrał i powołał. Ale czy się doczeka? Pamiętając o tym – od 4. Niedzieli Wielkanocnej, czyli niedzieli Dobrego Pasterza, każdego roku modlimy się w intencji powołanych oraz o nowe powołania kapłańskie i zakonne.
Dziś w środkach przekazu czytamy i słyszymy o spadku ilości powołań do kapłaństwa i życia zakonnego. To prawda. Z tym, że trzeba dodać: jest też gorzej z jakością powołań. Tylko jedna obserwacja: kiedyś chłopak szedł do seminarium duchownego, by zostać księdzem – dziś wstępuje do seminarium, by zobaczyć, czy takie życie będzie mu odpowiadało i, ewentualnie, zostać księdzem.
W prasie katolickiej i niekatolickiej dyskutuje się na temat przyczyn tego stanu rzeczy: co czy kto jest bardziej winien? Wymienia się zmniejszenie się liczby dzieci w polskich rodzinach; inne, niż kiedyś, aspiracje i ambicje ludzi młodych; słabą wiarę i niezdolność do wyrzeczeń u ludzi młodych; powszechną demoralizację; upadek dawnego systemu wartości; ataki medialne na Kościół i podważanie jego autorytetu; złe przykłady życia duchownych; odejścia znanych księży…
Gdzie jest przyczyna? Sam upatruję przyczynę tego stanu rzeczy w kondycji polskiej rodziny. Jest to rzekomo rodzina katolicka, ale często dysfunkcyjna i wychowawczo niewydolna. Oto matka musi sama wychowywać dziecko lub dzieci – a dziś dzieje się tak coraz częściej – i chłopak, który miałby być duchowym ojcem, nie wynosi z domu żadnego wzorca męskości. Oto rodzice sami wybierają sobie przykazania, które będą łaskawi zachowywać: tak dzieje się w związkach, które proszą o chrzest dzieci, ale o małżeństwie sakramentalnym nie myślą; jaki system wartości przekażą swoim dzieciom? Wychowawczo niewydolni są rodzice, którzy nie pamiętają o przestrodze św. Ignacego Loyoli: Jeżeli dzieciom dajesz Boga, to dajesz wiele. Jeżeli im nie dajesz Boga, to nie dajesz nic.
Dlaczego przy ołtarzach w naszych kościołach jest coraz mniej ministrantów, i coraz mniej dziewcząt w grupach żeńskich? Mówią o tym księża na spotkaniach. Mówią o nowym gatunku ministrantów: takich, którzy mogą służyć tylko w niedzielę. Sam zachęcam chłopaka do służby przy ołtarzu, ale mama mówi: To niemożliwe, bo on ma szkolę muzyczną. Sam widzę potrzebę poważnego porozmawiania z chłopakiem-gimnazjalistą, ale mama mówi: To będzie trudne. Będzie się musiał ksiądz wbić w jego plan zajęć. Dzieci dziś nie mają czasu. Zajęcia na basenie, treningi piłkarskie, ćwiczenia karate, języki obce, lekcje gry na gitarze, lekcje tańca, urodziny i imieniny kolegów, korepetycje, wizyty u psychologa – to wszystko jest wartościowe i ważne. Niestety, jednocześnie rodzice odsuwają swoje dzieci od Pana Boga.
Jak to możliwe? – zapyta ktoś. Otóż w ten sposób dziecko dostaje sygnał, że Pan Bóg jest mało ważny – skoro nie ma już czasu ani na udział w Drodze krzyżowej, ani w roratach w Adwencie, ani w nabożeństwie majowym, i tym bardziej nie ma czasu na służbę Bogu przy ołtarzu. Czy jako człowiek dorosły uzna Boga za najważniejszego w swoim życiu, i czy będzie umiało odpowiedzieć TAK na wezwanie do poświęcenia Bogu swojego życia? I jeżeli będziemy narzekać na księdza – zapytajmy: z jakiej wyszedł rodziny? Czy z rodziny, w której uczono go, że ma przede wszystkim zadbać o dobre stopnie w szkole i myśleć o osiągnięciu życiowego sukcesu – czy też uczono go, że najważniejsze to kochać Boga i drugiego człowieka?
Modląc się o powołania – cieszmy się rodzinami, które są otwarte na wezwanie do służby Bożej ich dzieci. I módlmy się o rodziny Bogiem silne: takie, dla których Pan Bóg jest najważniejszy nie w słownych deklaracjach, ale w praktyce życia. Bo inaczej nie będzie powołań, a naszych księży za kilkadziesiąt lat będzie musieli zastąpić przybysze z Indii czy Afryki.
Bogdan Markowski CM