Spadający wół

Francją, a nawet światem wstrząsnęła zbrodnia dokonana na redakcji francuskiego tygodnika «Charlie Hebdo» przez islamskich terrorystów: w środę 7 stycznia z zimną krwią zamordowali oni w lokalu redakcji 12 osób. Redaktorzy znani byli z tego, że często w skrajnie wulgarny sposób drwili z największych świętości. Zgadzam się więc z opinią, że trzeba za nich się pomodlić, współczuć ich rodzinom i bliskim, ale nie należy wynosić ich na piedestał. (tak napisał ks. Marek Gancarczyk w Gościu Niedzielnym). Tymczasem uczyniono z nich bohaterów narodowych (obrońców europejskich wartości?), a wyrazem tego stało się hasło, które zjednoczyło miliony uczestników marszu protestacyjnego w Paryżu: «Nous sommes Charlie».

Warto przypomnieć pokrótce historię pisma. Przodkiem tygodnika «Charlie Hebdo» było pismo «Hara-Kiri». Co ciekawe: «Hara-Kiri», wydawane w latach 60-tych, było dwukrotnie zamykane za „promocję pornografii i sadyzmu”, a w 1970 roku za znieważenie zmarłego wówczas generała de Gaulle’a. Odrodzone na początku lat 90-tych pod nowym tytułem – twórczo kontynuowało dokonania swojego poprzednika. Atakując bez pardonu Kościół katolicki i papieża Jana Pawła II, którego starość i zniedołężnienie, a potem jego śmierć były przedmiotem niewybrednych żartów i źródłem otwartej satysfakcji. Z czasem celem ataków stał się Mahomet i islam. Wszystko w imię „wolności słowa” i obrony „wartości republiki”. Czyli czego? Prawa do bezkarnego propagowania bluźnierstwa, plucia na ludzi inaczej myślących i wyszydzania innych religii?

Nie znaczy to, że w «Charlie Hebdo» można było żartować z wszystkiego i wszystkich. Nic podobnego! W 1998 roku naczelny Philippe Val zakazał nawet wspomnienia o skazanym za pedofilię swoim byłym współpracowniku Patricku Foncie, który przez wiele lat gwałcił dziewczynki i chłopców…

Czy więc «jestem Charlie»? Nie jestem! Dla mnie bowiem hasło «Je suis Charlie» = «Je suis bête et méchant». «Journal bête et méchant» – tak ponoć miał w podtytule poprzednik pisma «Charlie Hebdo», czyli pismo «Hara-Kiri». Dla mnie «Je suis Charlie» = «Je suis contre le pape et l’Eglise». Dziwię się więc, że rozumni ludzie poszli na demonstrację w Paryżu z takim hasłem. Także premier Rzeczpospolitej – p. Ewa Kopacz. Tym bardziej dziwię się, że także szanowny redaktor Tygodnika Powszechnego – ks. Adam Boniecki napisał: Jestem Charlie…        

Czy więc «jestem Charlie»? Nie jestem! Dla mnie bowiem hasło «Jestem Charlie» = «Jestem idiotą, który pluje na innych i rzuca w nich kamieniami, i liczy na to, że nikt mu nie odpłaci w ten sam sposób». A już w Starym Testamencie napisano: Oni wiatr sieją, zbierać będą burzę (Oz 8, 7). Dotyczy to również słowa, które ma swoją wagę: każde słowo ma właściwy sobie ciężar. Słowem też można zabić człowieka! Nasza mądrość ludowa powiada: Słowo wylatuje ptakiem, a wraca wołem. A spadający wół – to chyba oczywiste – może nawet kogoś o śmierć przyprawić.

I tak się – niestety – stało w tym wypadku.

Bogdan Markowski CM

Korzystano z materiałów zamieszczonych w czasopismach:

Gość Niedzielny nr 3/2015; Tygodnik Powszechny nr 3/2015; Rzeczpospolita nr 12/2015.